Porzucenie kontroli
Gdy myślę o pracy na szczęce szyi i ramionach, mam przed oczami człowieka, który trzyma w zaciśniętych garściach poły ubrania kogoś stojącego naprzeciwko i krzyczy. Może to być akt rozpaczy: „nie odchodź!” albo złości: „ty draniu!”. Może to być próba powstrzymania przed odejściem albo utrzymania dystansu lub odepchnięcia. Ręce za wszelką cenę próbują utrzymać kontrolę.
Ból fizyczny czy emocjonalny opowiada o bezsilności. O tym, że kontroli nie dało się utrzymać. Trzeba zmierzyć się z brakiem wpływu. Coś może pójść nie po myśli, coś może zaszkodzić, ktoś może odejść. Strach i wstyd miesza się z utratą poczucia wartości i tylko nad emocjami ma się jako taką kontrolę. Można ich nie wyrazić.
Żal, wściekłość, albo rozpacz grzęzną w zakamarkach twarzy i rąk. Pozostają tam na całe lata, tworząc wzorzec zachowania i myślenia. Ukrywając bezradność, broni się resztek poczucia własnej godności. Jednak co nie wyszło, to jest w środku. Zatrzymane łzy, których wstyd było pokazać, wciąż tam są. Kark i ramiona pamiętają każdy strach, a gardło niewyrażone słowa.
Porzucenie kontroli nie oznacza bynajmniej braku panowania nad sobą. Nadal można trzymać język za zębami, nadal można cedzić słowa i trzymać nerwy na wodzy. Dobrze jest jednak wiedzieć, co się chce kontrolować i po co. Dobrze jest też zrozumieć, że nie ma sensu szarpać się, gdy kontrola nie jest możliwa. Warto także świadomie przeżyć bezradność.
Uwalnianie tkanek przywraca pełną ruchomość, nadaje elastyczność i grację ruchom. Głowa wraca na prawidłową pozycję, oczy i twarz promienieją, a ramiona się otwierają. Uwalniają się emocje, a wraz z nimi nawyki ruchowe i wzorce zachowań. Wtedy możliwy staje się wybór. Możliwa jest odpowiedź, zamiast reakcji. Tak odzyskuje się wolność, a życie staje się bardziej soczyste.