Powstałem z ogromnej miłości
Powstałem z ogromnej miłości, najpiękniejszej i najprawdziwszej. Mam w sobie jej smak i tęsknotę, by przeżyć ten czas jeszcze raz, świadomie, z uważnością. I nie mam na myśli tego, że moi rodzice tak bardzo się kochali i z tej miłości postanowili zrobić sobie dziecko. Mam na myśli tylko to co jest faktem i co wydarzyło się w brzuchu mojej mamy. A faktem jest, że jeden z plemników, których miliony gnały co sił w poszukiwaniu jajeczka, znalazł je i wniknął do środka.
Otóż plemnik ten pędził w poszukiwaniu jajeczka choć oznaczało to dla niego wyścig po śmierć. Wiedział, że jeśli wygra – zginie jako plemnik i już nigdy nim nie będzie. Jego tożsamość plemnika zniknie. Przemieni się w coś o wiele większego, jednak jego forma przestanie istnieć bezpowrotnie. Mimo to kierowany wewnętrzną mądrością, czy instynktem, z lękiem lub bez zmierzał najkrótszą drogą do celu. Bez wątpliwości, z pełną determinacją, z pełnym poświęceniem i największym oddaniem. Jak książę do swej królewny, jak piorun do ziemi.
Weźmy teraz jajeczko. Dojrzewało sobie i od początku było przygotowywane do przyjęcia kawalera, który pojawi się na drodze. To jajeczko również wiedziało że zginie, jeśli wpuści go do siebie. I nigdy już nie będzie jajeczkiem. Mimo to wędrowało spokojnie w nadziei, że po drodze spotka chmarę plemników i któregoś z nich wybierze dla siebie. Wybrało tego jednego, jedynego i nie miało wątpliwości. Nie było też lęku o śmierć, a nawet jeśli był, to i tak zdecydowało się wpuścić ukochanego do środka.
Zginęli razem w najbardziej miłosnym uścisku, w największym połączeniu, największej bliskości, tak bliskiej, że nie można już być bliżej. Umarli razem w chwili spotkania. I żadne z nich nie zastanawiało się, nie protestowało, nie kłócili się, nie strzelali fochów. Oboje tak pewni siebie i tak w siebie zapatrzeni, tak zakochani w sobie. Oto prawdziwa miłość. Pełne oddanie i zaufanie. Głęboka wiara, albo pewność, że z tego poświęcenia powstanie coś znacznie większego od nich. I oboje zgodni, żeby zniknąć w tym tworzeniu.
Gdyby nie ogromna miłość a potem śmierć tej pary kochanków nie było by mnie tutaj. Nie zostali bohaterami, a ich tożsamość nie ma znaczenia. Jednak ślad tej miłości jest we mnie żywy od początku i do takiej miłości tęsknię. Tęsknię i boję się jednocześnie, bo wiem, że żeby taką miłością w pełni świadomie żyć, trzeba wpierw tak samo świadomie umrzeć. I tak oto największa tęsknota mojego życia spotkała się z największym w życiu lękiem. Lękiem przed zniknięciem, przed utratą swojej tożsamości.
Tęsknota i lęk, dwie z pozoru przeciwstawne siły, jedna pcha w kierunku tego, do czego tęskni, druga ciągnie w drugą stronę, ze strachu. Jednak w pewnej specyficznej sytuacji, gdy cel będzie dla nich wspólny, mogą być podwójną siłą, działającą w tym samym kierunku. Tym celem jest uwolnienie. Tęsknota pragnie dojść do źródła tęsknoty, lęk pragnie przestać się bać. Nie od dziś wiadomo, że najlepszym sposobem na uwolnienie się od lęku, jest spotkanie z jego przedmiotem. Niech więc oboje będą moimi sprzymierzeńcami.
Wiele praktyk duchowych służy przygotowaniu do tego, by przejść przez śmierć świadomie. Być może w tym czasie między śmiercią a ponownymi narodzinami będę miał wybór, który mógłbym przegapić i wtedy powtarzałbym wszystko od nowa. Wierzę, że śmierć przeżyta świadomie uwolni mnie do wieczności. Chcę zrobić wszystko co możliwe, żeby w momencie śmierci być w pełni obecnym, z lękiem lub bez, ale ze świadomością, zaufaniem i wiarą lub pewnością. Wiem też, że nie muszę z tym czekać na fizyczną śmierć mojego ciała.
Wiele razy zastanawiałem się, jaki sens ma życie, skoro wszyscy ludzie dobrzy i źli, bogaci i biedni umierają. Dziś rozumiem, że chodzi o to, czy w momencie śmierci jest się obecnym. To mi wystarczająco wyjaśnia, różnorodność życia z jednej strony i nieuchronność śmierci, która spotyka wszystkich, niezależnie od tego, czym się kto zajmował i jakim był człowiekiem. Teraz ja chcę się uwolnić od lęku i tęsknoty do miłości i do wieczności. Cel został wreszcie określony, reszta, to tylko zadania do wykonania.
Jajeczko i plemnik, ona i on. Do ich spotkania doprowadził seks. Ludzie spotykają się w seksie, ale zwykle nie kończy się to ich śmiercią. (Ludzie rzadko się spotykają, nawet gdy uprawiają seks). Co jednak, gdyby potrafili przeżyć ten moment świadomie i umrzeć w chwili orgazmu? Gdyby potrafili porzucić swoje ego i stopić się w jedność? Skoro z jednego małego plemnika i jednego małego jajeczka powstaje tak ogromny człowiek, co powstałoby ze zjednoczenia dwojga prawdziwie kochających ludzi? Zasiałem to ziarenko i podlewam.