Trening MER – podróż życia
Wróciłem właśnie z tygodniowego szkolenia z MER-u. Wysiadłem w Warszawie i skierowałem się w stronę domu. Zdałem sobie nagle sprawę z tego, że czuję się bardzo wyjątkowo. Jakbym wrócił z dalekiej podróży, gdzie byli inni ludzie, życie było zupełnie inne, jedzenie i atmosfera. I wracam do domu z tym poczuciem dystansu i nowej perspektywy. Wiesz jak to jest, kiedy nie było cię długo w domu, bo zwiedzałeś świat i masz teraz nowe spojrzenie i inaczej patrzysz na ludzi. Miejsce nie zmieniło się zbytnio, ale ty widzisz je inaczej niż przedtem.
I choć odjechałem od domu 250 km, to byłem w Holandii, Norwegii, Argentynie i w kilku innych krajach. I tylko mój słaby angielski nie pozwolił mi się bardziej zapoznać z tamtejszymi ludźmi. Byłem w tym czasie na prawdziwych, wakacjach. Mogłem leżeć na trawie i patrzeć w słońce, popijając kawę, jedząc przepyszne posiłki, których nie musiałem sam przyrządzać! Przebywanie wśród kilkudziesięciu ludzi przez tydzień, gdzie już przy śniadaniu można rozmawiać z kilkoma osobami na raz, jest przeżyciem dość egzotycznym i wyjątkowym w moim pustelniczym nieco życiu.
Poranna medytacja, pozostałe zajęcia, wykłady i kontakt z Mistrzem przenosiły mnie co rano w jeszcze inne miejsce. Czułem się jak w aśramie w Indiach, albo w ośrodku w Kikowie 🙂 To podróż w świat duchowości, wrażliwości, współczucia i miłości. Był to czas obecności, uważności na siebie i innych, oraz czas na pogłębianie relacji. Były długie inspirujące rozmowy, przytulanie się i dzielenie się swoimi darami, czyli np. dotykiem. Dotykanie drugiego człowieka zawsze jest dla mnie wizytą w świątyni. Wspólne ćwiczenia przenosiły mnie w jeszcze inną, równoległą podróż.
To była podróż wgłąb siebie. Wgłąb mojego ciała, uczuć i duszy, a także wgłąb całego bagażu doświadczeń i całej mojej historii. Dotykałem w niej swoich smutków, trudnych chwil, swojej złości i strachu. Miałem okazję poczuć swoją moc gdy dotykałem i przyjemność, gdy sam byłem dotykany. Ta podróż była jak wędrówka po nieznanych krainach, gdy raz doświadcza się błogości, znajdując polanę skąpaną w słońcu i radość z kąpieli pod wodospadem, a innym razem mieszankę emocji, gdy zabłądzi się w gęstym lesie. Ależ tam było przeżyć i emocji!
Tak oto wróciłem z pięknych i dalekich podróży. Byłem tydzień dookoła świata, tydzień w aśramie i tydzień w sobie. Jestem trochę zmęczony a jednocześnie pełen energii. Czuję się teraz jak podróżnik zdobywca. Zdobyłem nowy szczyt, nową wiedzę o sobie i nowe narzędzia do pracy. Przywiozłem też kilka prezentów, które dostałem od ludzi na szlaku. Jestem jeszcze lepiej wyposażony, bardziej doświadczony i bardzo wzmocniony.
Chciałem na koniec napisać coś luźniejszego w temacie, żeby nie było tak pompatycznie, ale nie przebiję postu Kasi Bednarczyk, więc za jej pozwoleniem cytuję fragment: ”… zamiast jeździć na urlop na Wyspy Kanaryjskie czy Majorkę, wybierasz retreaty medytacyjne gdzie spędzasz 10 dni w milczeniu (i bez telefonu!) lub miejsca, gdzie najczęściej wypowiadane słowa to „przestrzeń” i „proces” … ”