O ocenianiu słów kilka
Przeglądałem Internet. Komentarze pod postami na FB, opinie o produkcie, który chcę kupić, muzyka na YT. Gdzie nie spojrzałem, zapraszano mnie do oceniania. Oceń firmę w Google, zostań lokalnym przewodnikiem, oceń czyjąś firmę na FB, na Bookingu , ceneo, allegro, daj łapkę na YT … Wróciłem do szkoły? Nie! Nigdy z niej nie wyszedłem. A w necie? Całe mnóstwo ludzi brandzlujących się ocenianiem. Google z resztą szybko dostarcza pożywki, podsuwając coś do oceny. I wreszcie będę mógł być tym kochającym albo tym surowym i niesprawiedliwym nauczycielem, w odwecie za spieprzone dzieciństwo i młodość pełne strachu o to, jak wypadnę i czy nauczyciele i rodzice będą ze mnie zadowoleni.
Oto nareszcie, po latach bycia ocenianym w szkole, często bez możliwości wpływu na tę ocenę, często niesprawiedliwie, mogę stanąć po drugiej stronie i w końcu to ja mogę ocenić. W końcu ja mogę wziąć odwet i wcielić się w oceniającego nauczyciela. Teraz ja mogę komuś dowalić albo kogoś pochwalić. Mogę się wyżyć, spuszczając na kogoś swoją ocenę, na którą ten ktoś nie ma wpływu. Och, jaka ulga!!! Nareszcie mogę wylać szambo na produkt, usługę, osobę, oczywiście pod pretekstem przestrogi dla innych. Albo jeszcze lepiej, dosram mu tak, że nie będzie wiedział, jak się nazywa i nie podpiszę się. O, to będzie jeszcze lepsze. Teraz ja będę Panem Internetu!
Albo dam komuś najlepszą ocenę, docenię go, bo było mi tak dobrze. Tak mi było dobrze, że muszę to z siebie wyrzucić. O! I kolejny spust. Emocje uwolnione, ego znów nakarmione. Na jakiś czas wystarczy. Jak ocenię dobrze, to nie tylko będę czuł się lepiej, będę też się czuł kimś wyjątkowym, kto z pewnością zasługuje na specjalne traktowanie. Podpiszę się rzecz jasna, to może dostanę coś za darmoszkę? Nie? No szkoda. Może chociaż pani zza lady się uśmiechnie. Zawsze się uśmiecha, ale teraz pomyślę, że to do mnie, tak specjalnie, no bo przecież na pewno czytają te opinie i wiedzą, że to ja, ja ich tak dobrze opisałem.
Muszę teraz coś wymyślić, żeby być lepszy niż konkurencja. Będę bardzo zły albo zrozpaczony, gdy spadnę w rankingu, a jaki będę dumny, gdy dostanę lepszą ocenę!? A jaki zadowolony, gdy będę miał więcej punktów niż kolega z ławki, albo inna firma z branży? Ocenianie jest tylko grą na emocjach, manipulacją mającą na celu wymuszenie konkretnego zachowania. Wszystko dla utrzymania kontroli. Sprawdzało się w szkole, sprawdza się w pracy i jak widać działa w życiu prywatnym. I wyścig. Kto lepszy ten wygrywa. W państwie, w którym inteligencję i samodzielne myślenie ograniczono do minimum, ludzie dobrowolnie poddają się ogólnej ocenie, mającej wpływ na całe ich życie. Oto gdzie zmierza świat.
Ten nawyk jest tak silny, że trudno się spod niego wyrwać. Sam siebie oceniam, zwykle dość krytycznie i czuję, jak to działa. Tymczasem coś, co dla mnie jest dobre, nie oznacza, że jest dobre dla kogoś innego. To, że ileś milionów ludzi mówi, że coś jest dobre, nie oznacza, że takie jest. Oznacza tylko, że telewizja działa i reklamy działają. Coś dobre dziś może być jutro złe. Porównywanie jest przydatne, tylko gdy porównuje np. dwa urządzenia i mogę stwierdzić, że jeden ma parametr 100 a drugi 200 i na tej podstawie wybrać, co będzie lepsze dla mnie. Nie oznacza to bynajmniej, że jeden produkt jest lepszy od drugiego.
Tymczasem widzę, że bardziej przydatny jest feedback albo informacja o tym, jak się czułem. Np.: w tym lokalu nie ma lodów, jest za to bardzo popularny i warto zrobić rezerwację. Jest duży wybór ciast, w tym wegańskie. Bardzo odpowiada mi klimat tego miejsca. Najczęściej jednak można przeczytać: to najlepsza kawiarnia na całym świecie, a obsługa jest najmilsza pod słońcem. I mają najlepsze tiramisu w Warszawie. (Ciekawe, czy zjadł wszystkie tiramisu serwowane w stolicy?) Można przedstawić fakty albo podać coś w wątpliwość przytaczając merytoryczne argumenty i zapraszając tym samym do dyskusji. Wtedy jednak nie ma tyle emocji, a więc nie ma zabawy, brzuch zostanie pusty a ego głodne wrażeń.
Pisze o tym dla siebie. Od dziecka mam tak zrytą banię, że wymaga ode mnie nie lada wysiłku, żebym wiedział, kiedy oceniam, a kiedy daję przydatną recenzję. Uczestniczę w tym procederze od pierwszej klasy podstawówki. Byłem jak automat. Oceniałem, zbierałem oceny, a czasem kierowałem się ocenami. Kilka dni temu odbiło mi się to czkawką i poczułem niesmak. Dziś chcę się zorientować, kiedy oceniam, po co, jak się z tym czuję i czy mogę przestać, albo choć ograniczyć. Chcę też poczuć, co we mnie powoduje bycie ocenianym i czy w ogóle możliwe jest wypisanie się z tego systemu? A może wystarczy umieć się w nim poruszać dla własnej korzyści?