Uwalniający dotyk
Każdy organizm nieustannie dąży do równowagi. Dąży, o ile nie jest zbyt zestresowany i napięty. Celem niektórych terapii jest wprowadzenie organizmu w stan relaksu, rozluźnienia, by powrót do homeostazy mógł się wydarzyć. Taką metodą jest np. refleksoterapia stóp i mięśniowo – powięziowe rozluźnianie energetyczne. Owo uwalnianie jest elementem przywracania zdrowia na poziomie ciała, uczuć, emocji i myśli. Zrównoważone ciało jest elastyczne, sprawne i wolne od bólu. Energia płynie bez przeszkód, a dotyk sprawia ekstatyczną przyjemność. Tak samo, jak u małego dziecka.
Jeśli mam się zrelaksować, to wpierw chcę poczuć się bezpiecznie i chcę wiedzieć, że rozluźnienie nie spowoduje nic gorszego. Ból i napięcia w ciele często są wynikiem agresji. Albo czyjejś, albo skierowanej do siebie. Dalsze wywieranie wpływu albo pacyfikacja, to powszechne metody i choć czasem konieczne, to jednak niezbyt przyjemne i nie zawsze skuteczne. Znam je i stosuję od wielu lat. To ręka ojca. Silna, pewna i nieznosząca sprzeciwu. To silne, głębokie masaże, terapia punktów spustowych a także manipulacje stawów.
Można też użyć świadomego dotyku i zaakceptować to, co jest. Jeśli tylko będę miał pragnienie, że chcę rozluźnić czyjeś mięśnie, we mnie powstanie napięcie i o efekt będzie dużo trudniej. Spróbuj uspokoić płaczące dziecko krzykiem, rozkazem, albo przemocą fizyczną. Dziecko rozpłacze się bardziej, a ciało zareaguje wtórnym napięciem. Gdy zaś sam będę odprężony, obecny i wolny od jakiegokolwiek zamiaru, tkanki powoli będą się rozluźniać. To ręka matki, troskliwa, łagodna, cierpliwa i równie skuteczna. To spokojny masaż, czuły i ciepły dotyk.
Czasem pracuję z ciałem na granicy komfortu, bez idei, że muszę coś spowodować. Kładę rękę w napiętym miejscu i jestem. Pytam, co się za tym kryje, może jakieś uczucia, może jakieś myśli i zachęcam do oddychania. Dziecku także potrzebne jest pozwolenie na płacz i bycie z nim. Z czasem się uspokoi. Może wtedy wpuści do swojego pokoju i pozwoli pobawić się jego zabawkami. Będąc cierpliwym i spokojnym, po pewnym czasie tkanki zaczną się rozluźniać, a ruch w ciele zastąpi stagnację.
O własne granice trzeba zadbać samemu podczas sesji. Kiedy proszę, żeby dać mi sygnał, że zbliżamy się do nich z poziomem bólu, wielu ludzi wytrzymuje i każdy ma na to swoje uzasadnienie. Ta strategia jednak często kończy się przegraną, a ciało pozostanie napięte. Po pierwsze dlatego, że wytrzymywanie to walka i zgoda na przekraczanie granic. Po drugie, ja zawsze mogę nacisnąć mocniej. Gdy zaś dasz sygnał, że jest za mocno, ciało zobaczy, że potrafisz postawić granicę. Wtedy zacznie powoli wpuszczać.
Dotykam ręką matki i ojca jednocześnie. Dziecko też lubi, gdy w pobliżu są oboje rodziców. To daje poczucie balansu i bezpieczeństwa. Gdy niczego nie trzeba, nie ma: chcę i muszę, znika napięcie i pojawia się spokój. W takim rozluźnieniu możliwa jest regeneracja i integracja. W takim stanie przychodzą najlepsze rozwiązania. Gdy dziecko jest utulone i na chwilę zaśnie, można posprzątać jego pokój i znaleźć zgubione kiedyś zabawki. Gdy odpocznie, będzie gotowe do dalszych wyzwań. Oto mój zen i moja tantra.