Emocje uwięzione w ciele

Dziecko gdy się cieszy – cieszy się całym sobą, gdy płacze, gdy się złości – robi to całym sobą. W tym akcie uczestniczy całe ciało. Z biegiem lat doświadczamy coraz więcej cierpienia na różnych poziomach, a im bardziej i im więcej tych uczuć się pojawia, tym trudniej jest je nam przeżywać całym ciałem. Już jako dzieci uczyliśmy się, że gdy napniemy pośladki i zamkniemy oczy klapsy mniej bolą. Gdy się napniemy jesteśmy w stanie przetrwać chwilowy kryzys.

I tak po kolei odcinamy się od kolan, bo zaczęły się trząść, od miednicy i pupy, od brzucha, bo bolał oraz od przepony i klatki, bo strach zaparł nam dech w piersiach. Zostaliśmy z głową, która przeżywa wszystko, są w niej wszystkie myśli i emocje. Jednak głowa to za mało. Gdy poziom stresu osiąga swój maks, co w tym przypadku dzieje się bardzo szybko, odcina nas od uczestniczenia w danej sytuacji. Odcięcie to wygląda różnie, u każdego inaczej, ale w skrajnych przypadkach dochodzi do omdleń, lub dysocjacji umysłowej, czyli nie wiemy co się dzieje.

Potrzebne jest nam wtedy ciało, które z tej perspektywy jest buforem/kontenerem na nadmiar emocji. Ciało, które tak jak wtedy gdy byliśmy malutkimi dziećmi udźwignie wraz z nami ciężar wydarzeń. Potrzebujemy mieć gdzie umieścić nadmiar energii, który za chwilę będziemy mogli uwolnić w dowolny dostępny nam sposób. Gdy tego nie mamy, życie staje się bardzo bolesne i trudne, bo każda sytuacja wyzwalająca emocje staje się problemem, a czasem walką o przetrwanie.

Potrzebujemy dwóch rzeczy: wolnego, niczym nie skrepowanego ciała, które pomieści nasze przeżycia, oraz umiejętności dbania o nie i opróżniania go z nadmiarów. Można też nauczyć się nie gromadzenia emocji i uwalniania ich na bieżąco. Na początku trzeba więc zająć się ciałem i sprawieniem, że energia będzie w nim krążyć bez przeszkód. Temu służą m.in sesje powięziowej pracy, masaże relaksujące i ceremonie takie jak Lomi Lomi Nui.